O poranku po noclegu w spontanicznym miejscu znów wystawiliśmy się na główną nacjonalkę ku Dubrownikowi. Na początku mieliśmy tego dnia zwiedzać Dubrownik, ale gdy złapaliśmy Słoweńską ciężarówkę, która jechała do Czarnogóry, zmieniliśmy plany i Dubrownik zwiedziliśmy na powrocie. Cóż z ciężarówką dojechaliśmy do granicy Chorwacko-Czarnogórskiej sielankowo. Po drodze mijając 7 kilometrowy kawałek wybrzeża Bośni i Hercegowiny z miastem Neum oraz Dubrownik z przerwą na panoramiczne zdjęcia. Przez ten kawałek wybrzeża rejon Dubrownika i okolic jest jakby enklawą Chorwacji oddzieloną od reszty, przez co Chorwaci planują wybudować most łączący Chorwację omijający Neum. Cóż ciężarówka słoweńska jechała tylko do granicy, gdzie miała przerwę, więc śmiało było można zagadywac o autostopa wśród aut czekających do odprawy paszportowej. Po zlokalizowaniu polskiej osobówki, młoda para z Lublina- byliśmy już w drodze do Kotoru:) było bardzo sympatycznie, możnna było podzielić się przeżyciami i wrażeniami:) Po drodze do Kotoru, Zatokę Kotorską skracaliśmy promem. Po umówieniu się, plecaki zostawiliśmy w aucie i Kotor podziwialiśmy bez balastu, co było ogromnym udogodnieniem ze względu na dużo wspinaczek przy ogromnym upale. Kotor - miasto świetne, klimatyczne, z dośc małą liczbą turystów, zadziwiło nas to, że walutą w Czarnogórze jest Euro. Ten wyjazd był tak spontaniczny, że przewodnikowo słabo byliśmy przygotowani. Widok z twierdzy nad Kotorem na zatokę kotorską oszałamiający- miejsce te nazywane jest najdalej na południe wysuniętym fiordem Europy, bo tak wygląda:) Cóż Polacy musieli wracać , bo wyjechali tu z jednodniową wycieczką z Chorwacji, a my udaliśmy się ku Budvie. Łapiąc szybko jednego stopa- Serba,po Czarnogórze tylko z Serbami jeździliśmy, tak się złożyło:)