Do Budvy dotarliśmy wieczorem, szybko obeszliśmy zabytkowe stare centrum, zaopatrzyliśmy się w artykuły pierwszej potrzeby:) i idąc wzdłuż morza szukaliśmy ustronnego schronienia. Serb polecił nam, że do wyspy Svetiego Stefana spokojnie można dojść na pieszo, nawet lepiej, bo tylko 5 km nazajutrz okazało się, że o wiele dalej:) Budva hotele i kurorty ciągnęły się bardzo długo, nigdzie nie mogliśmy znaleźć strefy mało zurbanizowanej, ale warto było drałować, bo w końcu dotarliśmy do strefy klifów, gdzie po lekkiej wspinaczce mieliśmy własne lokum, nieoświetlone, w pełni bezpieczne na półce skalnej, to co lubię:) Tego wieczora zakończyłem rozdział zwany bośniacką Śliwowicą, która przejechała z nami całą Chorwację- taki miała szacunek:)