Na początku mieliśmy duży logistyczny problem z wydostaniem się na główna drogę Mostar-Sarajevo, ponieważ nagle zgubiło się oznakowanie i brnęliśmy nie po tej stronie rzeki Neretwy, którą szła ta droga. Po nadrobieniu kilometrów, zdecydowaliśmy się na desant na drugę strone rzeki, przy pomocu mostu kolejowego, a było to ciężkie. szczególnie ze względu na upalne tego dnia temperatury. Dotarliśmy do stacji OMV i tam zaczęliśmy lapać, łapanie z kartką w upał niewiele dało, szczegónie, że nie dało się w takim skwarze wytrzymać, więc momentalnie zrezygnwaliśmy, udaliśmy się w cień na odpoczynek i czekaliśmy na auta tankujące - łapanie na tzw zagadywankę. I tak udało się przetransportować do samego Sarajewa z busikiem wiozącym ladunek. Widoki po drodze były oszałamiające, droga wzdłuż rzeki Neretwy, piękne komponowała się w krajobrazie górskim. Sarajevo- miasto malowniczo położone pomiędzy wzgórzami, które w czasie wojny Serbowie wykorzystywali do celów snajperskich. I własnie na początku tramwajem jechaliśmy główną drogą Sarajeva, która nazywa się również aleją snajperów, ponieważ podczas wojny dochodziło tutaj do snajperskich ataków na bośniacką ludność. Dojechaliśmy do dworca, który swoje piękno zachował od czasu zimowych igrzysk olimpijskich Sarajevo 84 i schowaliśmy bagaże w skrytce dworcowej, popdpatrując poranne lokalne pociągi. Cóż zbliżał się wieczór, więc na szybko obeszliśmy zabytkowe centrum Sarajeva z meczetami. Nie mieliśmy zbytnio czasu na dokładne przewodnikowe zwiedzanie. Zajęło nam trochu czasu by zlokalizować most przy którym Gavrilo Princip zastrzelił arcyksięcia austrowęgierskiego rozpoczynając I wojną światową. Cóż zakupiliśmy Sarajevsko Piwo i oddaliśmy się degustacji tego szachetnego trunku, wprawiając się w humor przed meczem Turcja-Niemcy. Oczywiście byliśmy za Turkami, bo zawsze jesteśmy przeciwko Niemcom:) Na mecz udaliśmy się do knajpy w centrum i cóż, nie dało się oglądać, ponieważ bośniacka TV przerywała transmisję akurat w momencie, gdy padały bramki:) nie było to miłe zarówno dla nas , jak i licznych tureckich fanów. I cóż Turcja przegrała.... po prostu przynosimy pecha:) W Polsce kibicowaliśmy Polakom... wynik znany, w Chorwacji ... też wynik znany, tu Turkom... bo Sarajevo zamieszkuja muzułmanie i też przegrali:) Więc na finał trzeba będzie przejechać się do Berlina, by wynik był oczywisty:) Po meczu wałęsaliśmy się nowoczesnymi ulicami Sarajeva, szukając czegoś do konsumcji. I tak dwie Bośniaczki- matka z córką zaprowadziły nas do lokalnej piekarni, gdzie zabiliśmy głód. Rozmowa miło przebiegała, dobrze mówiły po angielsku, ponieważ były tu na wakacjach, bo normalnie zamieszkują USA. I tak w dobrych humorach udaliśmy się na piwo, zdziwione były faktem, że tylko autostopujemy i tak sielankowo mijał wieczór na żartach- przez moją spaleniznę- nazwano mnie Mohametem:) I tak dotarliśmy wysoko na bośniackie wzgórze, rewelacyjne widoki na całe Sarajevo nocą, klimatu dodawały muzułmańskie cmentarze. Cóż pora było się pożegnać z zaproszeniem w przyszłości do Ohio, więc ruszyliśmy dalej długą drogą ku centrum, bo o 6 rano odbieraliśmy plecaki z dworca i brnęliśmy ku Polsce. W Sarajevie, nawet w nocy czuliśmy się bardzo bezpiecznie, chodząc wśród lokalnych czystych uliczek- polecam każdemu:)