Cóż dzień przeznaczony na tranzyt do domu okazał sie nieoczekiwanie rewelacyjną przygodą:) Na początku wystawiliśmy się na bramki jedynej autostrady w Sarajewie wysiadając na jednej ze stacji na trasie kolei do Zenicy. I cóż autostopowe desanty na autostradę nigdy nie należały do łatwych i przyjemnych, ale cóż wystawiliśmy się przed bramkami-samochody zwolnione tylko łapać:) I nagle nszym oczom ukazało się oflagowane auto z polskimi żołnierzami ONZ- na całe szczęscie Szymon w kieszeni miał flagę polską, której użyliśmy by do nich machnąc i w rezultacie ich zatrzymać. Złapać żołnierzy ONZ na stopa to jest to:) Opowiadali nam, że wzgórza wokół autostrady są zaminowane, a my przed chwilą po nich na dziko chodziliśmy dostając się na autostradę-szczęście:) Cóż klimatyczna podtóż skończyła się przed Zenicą, później stopniowo przesuwaliśmy się na 3 stopy na północ-Zenica, Żepce i... Maglaj... stop w okolice Maglaj był z pozorru ryzykowny... złapaliśmy na stopa listonosza co trzaskał do siebie niewyraziste monologi i nagle wyciągnął broń i zacząć nią wymachiwać, rozpowszechniając na głos nazwisko swego idola Josipa Broz Tito... Tito.. Tito.. no mamy pecha trafiliśmy w samochód exbałkańskiego separatysty. Niepokój wkradł się w nasze szeregi, kiedy zjechaliśmy z głównej drogi... ale zatrzymaliśmy się przy lokalnym barze... i uspokoiło nas jedno wypowiedzianie słowo przez niego... PICIE... PICIE. To rozumieny- idziemy:) I tak zasponsorowani kilkoma chłodnymi piwami Sarajevsko- złapaliśmy niezły humorek:) Chcieliśmy już iść łapać dalej, ale inni autochtoni, wstrzymali nas, byśmy z nimi pogadali i wypili po jeszcze jednym, zapytaliśmy, gdzie można tu kupić słynną bośniącką śliwowicę, by pokazać rodakom jej moc, jeden powiedział, że ma ją w domu i może nam dać. Cóż później doszła do tego propozycja wykąpania, pożywienia i noclegu. Lekkie zastanowienie, szczególnie, że do egzaminu w sesji coraz mniej czasu, ale cóż zostajemy na noc, zobaczymy prawdziwe bośniackie życie:) Podczas degustacji piw- panowie przestawiali nam swoją filozofię na życie- Siedit, Użiwaj i Didżi Midżi- czyli po prostu siedź, używaj- czyli pij napoje wyskokowe oraz... koopuluj:) Cóż pora było ruszyć do domostwa, które znajdowało się na wzgórzu- wszystkie pokolenia rodziny już nas wyczekiwały. Od razu rzuciły nam się w oczy, budynki pełne śladów wojny- ślady na murach kul i granatów. Cóż zostaliśmy zakwaterowani w jednym z pokoi, wykąpaliśmy się i udaliśmy na posiłek:) Żywiliśmy się grillowanymi kurami domowej produkcji i popijaliśmy śliwowicą, głównie z dziadkiem, który był jugosławiańskim czołgistą:) Pytaliśmy się o wojnę, jak to wtedy wyglądało i nagle nieoczekiwanie... panie wyciągnęły z kanciap bazooki, ogromne pociski, resztki po granatach. Bośnia- kraj muzułmański i było wyczuć, że męzczyzna jest wazniejszy- faceci jedzą, piją, a kobiety donoszą. Cóż zapoznanie się z bliska z arsenałem uznaliśmy za ogromne krzywe zwierciadło, nie mogliśmy ukryć smiechu, zrobiliśmy kilka rewelacyjnych pozowanych zdjęc, po prostu odlot:) Cóż posiłek się skończył pora wyruszyć na lokalne disco w Maglaj. Dziadek wyciągnął zdezelowanego Wartburga(ten co z nami pił) i polami klimatycznie, dojechaliśmy do miasta. Kolejne Sarajevsko i kolejne... i uśmiech:) Cóż wróciiśmy z powrotem do baru w którym nasza przygoda się zaczeła i kolejne Sarajevsko i dużo żartów. Cóż pora spać, jutro rano trzeba ruszyć:) Rano pobudka, gdy wstaliśmy cały dom zebrał się na nogi, śniadanko, śliwowica w rękę, cóż pora ruszać. Nie dośc tego wszystkiego na koniec znów poczuliśmy się niezręcznie i jakbyśmy byli w ukrytej kamerze. Podczas zejścia ze wzgórza cała rodzina ustawiła się i zaczeła nam machać na pożegnanie. Idziemy dalej w dół, a oni dalej machają- coś niebywałego, niczym pożegnanie w filmie Borat:)