Pobudka rano i ruszamy na Suburbiatrain do centrum Lizbony(1,5 euro) i cóż chcieliśmy zacząć zwiedzać Lizbonę od najbardziej zabytkowo znanej dzielnicy Belem, z wieżą Belem- symbolem Lizbony. Dwa razy przesiadaliśmy się i pojechaliśmy na gapę, ledwo ledwo udawało nam się wysiąść tuż przed wizytą kanara przed naszymi licami, trochę adrenalinki nie zaszkodzi:) I z tego całego knucia i zamieszania, wsiedliśmy w pociąg, co przejechał Belem i dojechał dalej. Podczas siestowego posiłku podziwialiśmy pracę portugalskich robotników, 1 udawał, że pracuje, a 5 siedziało na ławkach obok nas i wypatrywalo szefa, gdy on wyszedł na zewnątrz- nastąpiło wielkie poruszenie. Po lekkiej dezorientacji w terenie trafiiśmy w końcu do głównego punktu, wieży Belem. Sielankowo odleżynowaliśmy się na trawce i podziwialiśmy atlantycki krajobraz . Później udaliśmy się podziwiać klasztor Hieronimitów, gdzie dwójka ludzi naciągnęła Motora na dorzucenie się do benzyny, której niby im zabrakło, ja siedziałem cicho hehe:) tramwajem udaliśmy się do centrum, gdzie spotkaliśmy parę Polaków tym razem z Wrocławia, dopiero zaczynającą wizytę w Lizbonie, a my po obejściu centrum z klimatycznymi uliczkami, ruszyliśmy na dworzec skąd lokalnym pociągiem mieliśmy wydostać się z Lizbony, w kierunku Setubal i Algarve. Na dworcu okazało, że regionalnych pociągów w ramach aglomeracji w kierunku południowym zbytnio nie ma, chwila narady, oszacowaniu biznesplanu- okej jedziemy portugalaskim Intercity już na Algarve, gdzie wypoczniemy:) dzięki zniżkom na kartę EURO 26 do pierwszej miejscowości na Algarve- Albufeiry zapłaciliśmy 14 euro. Mieliśmy jeszcze troszku czasu do odjazdu, więc na szybko zrobiliśmy obchód terenów EXPO 98 z działającymi jeszcze wagonikami i tak największą uwagę wzbudzał widok na najdłużdzy most w Europie(Ponte Vasco da Gama) liczący ponad 17 kilometrów długości. Po zrobieniu zakupów udaliśmy się na dworzec i ruszyliśmy... burżuje.