I cóż tak jak poprzedniego dnia mieliśmy przeklenstwo z Faro, tak teraz wszyscy jechali do Barcelony, byśmy do centrum jej mogli już pojechać z 50 razy a nikt nie jechał na Francję, godziny mijały, Tiry nie chciały brać dwóch, no lipa:) aż po grubo 3 4 godzinach, pełnych w rodziny auta albo Barcelończyków, udało się złapać młodych Francuzów, którzy jechali do Figueres tuż przy granicy z Francją, jechali zwiedzać tam Muzeum Salvadora Daliego, nam jakoś nie w myślach było tam zawitać, liczyła się tylko, walka o tranzyt:) I tak po godzinie udało się złapać Hiszpankę co z dumą okazywała, że jest w drugim miesiącu ciąży, do legendarnego miejsca, La Janquerą zwane. To tu stacjonuje tysiące Tirów jadących w każdą stronę Europy, w tym duża liczba Polaków. I tu można zrobić godne zakupy w jednym z wielu DUTY FREE. I cóż spotkaliśmy tu Polaków, którzy pierwszy raz stopowali od razu było widac po chodzie, że to amatorzy:) zagubieni w tej dżungli Tirów, próbowali się dostać do Barcelony, my w przeciwnym kierunku, więc bez rywalizacji tym razem:) no i złapaliśmy Tira dość szybko udającego się ku Polsce, z niechęcią nas weźmie mówił, bo miał juz problemy, ale po pauzie rusza, więc my zrobiliśmy szybko zakupy, wracamy, a tu on odjezdza:) no chamstwo, większośc tirów miała już postoje na noc, a mi nie w smaku było spędzić noc w tym miejscu, które nocą zamienia się w ośrodek przydrożnej prostytucji. Cóż los szybko się odwrócił, naprzemian robiąc warty po dużych parkingach(polecam ten koło żółwikowej stacji, tam z reguły najwięcej Polaków), trafiiśmy na Tira jadącego do Polski i ruszającego z tego miejsca od zaraz:) Fanfary, lecimy:)