Do Odessy dojechaliśmy o 5 rano i cóż znów trzeba szukać noclegu... nauczeni tegorocnym doświadczeniem wiedzieliśmy ze w centrum Odessy tanich pokomunistycznych noclegów nie uświadczymy, więc trzeba go szukać u dworcowych babuszek wynajmujących pokoje. Cóż wszyskie babuszki, mały jedną cenę 60 hrywien... a z mieszkaniami jest loteria jakie się dostanie. Cóż postanowiliśmy z Szymonem, że nie odpuścimy dopóki, któraś nie zejdzie symboliczne 5 hrywien- miało to znaczenie psychologiczne niż materialne. Ale wszystkie są ugadane i trzymają stałą cenę, ale i tak staraliśmy się jakąs przekabacić zabawą w kotka i myszkę... podchody, odchody... raz my za nią.. raz ona za nami... udawanie, że bierzemy hotel itp:) Cóż w końcu przez poranek i zmęczenie nocną migracją skonczylismy tą grę bez osiągnieć... i wybraliśmy jeden pokój nieopodal dworca... jednak jedna z babuszek nie zgodziła się nas wziąć ostatecznie , ponieważ poziom naszych negocjacji uznała za zniewagę... a było to nic przy tym co się wyczynia na targowiskach w krajach arabskich:) Więc wzięliśmy następną pierwszą babuszkę i mieliśmy nocleg 5 minut od dworca w stronę plażu... za to mogliśmy być w nim połtora dnia, a był on bardzo klimatyczny i stylowy, wręcz folklorystyczny:) Po odespaniu ruszyliśmy klasycznie zwiedziuć centrum Odessy... Operę... Nową Giełdę... oraz okazałe schody Potiomkowskie wraz z portem do którego prowadzą. Odessa nie robiła na mnie juz wrażenia, ponieważ w lutym spędziłem tu 3 dni.. tak jak ze zwiedzaniem Lwowa. Polecam odwiedzić delfinarium w Odessie przy plaży(20 hr). Delikatna degustacja wieczorna i odespanie trudów podróży... przed powrotnym tranzytem.