Okazało się, że kierowca ma załadunek na drugi dzień, więc trafiliśmy do pierwszej miejscowości przyatlantyckiej po trasie i okazała się nią Deba. Małe miasteczko z plażą wciśniętą wśród Pireneje Po problemach logistycznych związanych z godnym zaparkowaniem samohodu, ja z Michałem oddałem się szaleństwom np szybkim wbiegnięciami do wody, fikołkami, kręciołkami itp. Oczywiśie przy akompaniamencie lokalnych trunków, na tym wyjeździe ja preferowałem zdecydowanie lokalne wina, a Michał podążał w rytmie Cerveza(hiszp.-Piwo). I tak po męczącym dniu, znów z zabezpieczonymi w busie bagażami, spaliśmy na ,,własnej plaży''. PEACE
PS odnotowali mnie jako turystę w lokalnej TOURISTINFO, ale z niedowierzaniem przyjmowali, że to POLAND, a nie HOLLAND