Stopa ku Portugalii złapaliśmy dość szybko łapiąc półlegalnie z przystanku autobusowego komunikacji miejskiej, ale niestety nie wiele wgłąb jej, do miejscowości Paredes de Coura, gdzie facet nas wiozący jechał na festiwal muzyczny pod patronatem Heinekena. Line-up tego festiwalu był typowo rockowy, z Heinekenem w Gdynii na którym byliśmy z Motorem w lipcu pokrywały się takiego zespoły jak Editors czy Sex Pistols. Więc ruszyliśmy dalej sielankowymi lokalnymi drogami północnej Portugalii, nie chcieliśmy wystawiać się na autostradę, by przypadkowo na noc nie wylądować w kosmopolitycznym Porto. I stopowanie wśród pięknych górskich dróg szło rewelacyjnie, ludzie przyjaźni, z chęcią się zatrzymywali, nawet nie wiedzieliśmy, gdzie jedziemy, byle orientacyjnie na południe:) i tak trafiliśmy na super klimatyczny transport- stary Mini-Morris z przodu trzy osoby w tym dziecko na kolanach, a my z tyłu z dużymi plecakami, przemierzający kręte portugalaskie drogi. Totalna autostopowa satysfakcja, szczególnie, że dojechaliśmy do klimatycznej miejscowości- Punte De Lima(pol. most na Limie). Bardzo długi zabytkowy rzymski most na Limie, wokół, którego rozciągała się zabytkowa dzielnica i kościół z kawiarenkami. Idealne miejsce na koczownictwo, ja posedłem po wineczka, Motorek wyciągnął wędęczkę i tak sielankowo minął pierwszy wieczór w Portugalii:)