Po wyjściu na dworzec, stwierdziliśmy, że turystycznie Aveiro sobie darujemy i lecimy dalej na południe, wylotówka znajdowała się bardzo blisko dworca, więc dość szybko łapaliśmy stopa i po 5 minutach byliśmy już w drodze. Po szybkiej rozmowie okazało się, że człek, z którym jechaliśmy ma żonę Polkę i był lekko zszokowany tym, że wiezie Polaków, akurat wracał z pracy do domu, więc zaproponował byśmy się z nią spotkali. I tak trafiliśmy do domostwa ku zdziwieniu Polki, zjedliśmy zupkę, pogadaliśmy, pośmialiśmy... wymiana historii, jak ona tu się znalazła i jak my podróżujemy... więc ruszyliśmu dalej. Jako, że pora była dośc późna to zrobiłem potrzebne zakupy do kontenplacji i sielankowo dalej łapaliśmy stopa. Jakoś już zbytnio motywacji na ten dzień nie było, bo był pełen wrażeń, więc usiedliśmy na piwku w barze i po wypiciu zlokalizowaliśmy mały lasek, więc kimencja:)