O poranku wszyscy w humorach przy pięknej pogodzie wstaliśmy i powoli zaczęliśmy się zbierać, Pedro narzekał na wymęczenie nóg podróżą. Po wymianie mejlami i wzajemnym się Goodluckowaniu każdy ruszył dalej. Celem tego dnia było zahaczenie o Fatimę oraz o jedno z miejsc na liście Unesco-Batalhę albo Tomar, nieopodal znajduje sie też Alcobaca. Do Marinha Grande dojechaliśmy szybko i tam się zmarketowaliśmy nauczeni doświadczeniem z tej podróży. I tak stopa do Leirii złapaliśmy po około godzinie, po drodze w autobusie mijał nas z uśmiechem Pedro, chyba ból jego nóg spowodował przyspieszenie drogi, a może miał kaca:)? I tak już wystawieni byliśmy na głównej lokanej drodze z Leirii do Fatimy.... a tu psikus... lekki upał i przez 2 godziny nic się nie zatrzymało, za dużo było autochtonów jadąych blisko, ale cóż zmieniliśmy miejscówę na której stop został złapany z marszu tyłem do chodu do samej Fatimy. Czuliśmy się troszku nieświeżo po tym wszystkim i liczyliśmy na zacny prysznic i późniejsze obejście Fatimy. Niestety nie udało nam się zlokalizować natrysków więc obeszliśmy na spokojnie Fatimę. Nie zrobiło to miejsce na nas dużego wrażenia, ze względu na brak tu pielgrzymkowego klimatu, taki jaki był w Santiago de Compostela, głownie same wycieczki, bez piechurów. Ale sanktuarium samo w sobie bardzo ładne, po za tym beton:) Przy powrocie udało się znaleźc prysznice za 3 euro i po długim drałowaniu znaleźliśmy się na wylotówce na Tomar, gdzie chcieliśmy zwiedzić zamek Templariuszy.