Z rana pobudka znów była bardzo zaskakująca i sympatyczna za sprawą zraszaczy, które szybko doprowadziły nas do pionu i spowodowały natychmiastową ewakuację z terenów trawiastych. Po uporządkowaniu się ruszyliśmy dalej, tym razem ku Lizbonie:)
Pierwszego autostopa złapaliśmy dość szybko i wystawił nas w dośc feralnym miejscu przy wjeździe na autostradę dobijającej do innej austrady na Lizbonę. O zgrozo droga ta była dwupasmowa i auta szurały tu grubo ponad 100 km/h , no pech liczymy na Portugalaczyków z fantazją. Tym razem się niedoczekaliśmy i po 3,5 godzinach łapania stopa w upale zatrzymało się auto... policyjne. Oczywiście, takowa pozycja nie była naszą winą, to zły facet wysadził nas tutaj, zapytania, gdzie Gasolina, gdzie bramki autostradowe i okazało się, że są tu godne regionalne pociągi na trasie Tomar-Lizbona za 5 euro o zgrozo. Teksty typu No Water sprawiły, że policja zamieniła się w Taxi Service do dworca w mieście o skomplikowanej nazwie Entrocamento. I tak czekaliśmy na niego z półtorej godziny, więc ruszamy:) Po wylądowaniu w Lizbonie-estacio Santo Apolonia, jako że była godzina dość znacznie popołudniowa, zorientowaliśmy się, skąd ruszaj Suburbiatrainy ku Sintrze i Przylądku Roca. Lizbonę postanowiliśmy zrobić na powrocie. Po transporcie metrem i zaopatrzeniu się w produkrty pierwszej potrzeby, ruszyliśmy z Estacio Rossio, ku Sintrze za około 1,5 euro.