Na Sintrę pora była też dość późnawa, bo na solidne obejście jej potrzeba całego dnia, więc autostopem ruszamy dalej ku najbardziej wysuniętego na zachód punktu Europy- CABO DA ROCA!:) W Sintrze robiło się już ciemno, a brakowało tylko jeszcze 15 kilometrów do tego, by noc spędzić na przylądku:) udało się złapać Surfera, który nie jechał do Cabo da Roca, a o wiele bliżej, opowieści związane ze studentami geografii sprawiły, że dowiózł nas do miejsca oddalonego 4 kilometry od przylądku. I już po zmierzchu te 4 kiloemtru do przylądka, symbolicznie pokonaliśmy pieszo-przy bardzo silnym atlantyckim wietrze. I dotarliśmy, zwycięstwo- geograficzny orgazm, otwarcie piwa i winka, można świętować:) choć wieje tak mocno, że nie da się nawet spokojnie wypić:) słyszymy śmieszny tekst francuskiej rodziny, która z werwą robi sobie fotę w rytmie- LA FROMAGE! A my udajemy się i szukamy noclegu na wzgórzach z chronioną roślinnością półwyspu Roca i udało się znaleźc kawałek trawki od strony zawietrznej i spokojnie wypić winko OBRIGADO:)