I tak wystawiliśmy się na główną nacjonalkę ku Sagres i po kilku minutach na stopa zatrzymał nam się z zadowoleniem Niemiec z pacyfistycznym wozem w rytmach PEACE MAKE LOVE NOT WAR. On też kiedyś stopował i był bardzo zdziwiony tym, że jeszcze ktos stopuje, szczególnie, że tak daleko. Odbyliśmy szybką kąpiel w morzu- ogólnie pozytywne klimaty i sielankowo minęła nam podróż do Vila de Bispo, gdzie się rozłączyliśmy, bo on jechał bardziej ku Północy. I tak na horyzoncie ujrzeliśmy Lidla, w którym zrobiliśmy bardzo solidne kulinarne zapasy już na drogę powrotną, pożywienia starczyło praktycznie, aż do Polski. A jako, że nadchodził wieczór, staraliśmy się szybko złapać stopa do Sagres i oddalonego od tej miejscowości o 6 km Cabo de St Vincente. Praktycznie od razu zatrzymali się Włosi będący na wakacjach(najbardziej szczęśliwa dla nas stopowo nacja podczas tej podróży) i po lekkich ,,niezamierzonych'' opowiadaniach, jak bardzo nam zależy na tym, by znaleźc się jeszcze dziś na przylądku, zawieźli nas tam:) Euforia, Eureka- końcowy punkt podróży- najdalej na południowy-zachód wysunięty punkt Europy zdobyty:) Niestety baterie w aparacie powiedziały Pass, ale udało się podłożyć kartę do innego aparatu, dzięki czemu mieliśmy zdobyczne foto sami, jak i napotkanymi przesympatycznymi koleżankami z Australii i Nowej Zelandii:) Ekipa bez słabych punktów znów triumfuje:) Troszku opowiadań o tym co tu robimy, wzbudziliśmy zainteresowanie i szacuken, no cóż pora tradycyjnie już odbyć nocleg na przylądku, więc znaleźliśmy na uboczu kawałek godnej trawki i wypiliśmy po triumfalnym winku:)