o poranku po śniadanku, na obczyźnie, ruszyliśmy ku ojczyźnie... cóż peszek sprawił że po około 2 3 godzinach jazdy złapaliśmy kapcia w okolicach Lyonu, a tym razem w przednim kole, a to wyższa filozofia wymiany, szczegónie, że nie było na stanie już kół zapasowych. Sytuacja samego pękniecia prawej przedniej opony była bardzio groźna, bo zniosło nas do barierek, na całe szczęście Andrzej popisał sie refleksem i cóż kaplica, znów stoimy- 4 kapeć podczas tej podróży, tego TIRA:) tym razem czekaliśmy na pomoc drogową, bo innego wyjścia nie było i albo holowanie Tira na parking, albo wymiana opony na autostradzie, cóż nastąpiło to drugie- koszt to symboliczne 1300 euro, musieliśmy pojechać na parking i czekać, aż firma wykona odpowiedni przelew. Godziny mijały... 1 , 2 , 3 , 4 , 5... przelewu jak nie było tak nie ma, na całe szczęście na stanie był laptop, dzięki, czemu pozgrywaliśmy sobie i pooglądaliśmy zdjęcia oraz obejrzeliśmy film. Godzina 18, pomoc drogowa napiera na zapłatę, ponieważ zamkną nas nov na bazie, już planujemy wizję uruchomienia zapasów ze strefy bezcłowej, a tu nagle przelew doszedł- ruszamy dalej. Jednak bardzo dużo z jazdy zostało straconych na wymienie koła, więc dojezdzamy nieopdal drogi na Strasbourg. I znów płytki ceramiczne stały się miejscem naszego noclegu, jak się okazało ostatniego, podczas tej podróży